o świcie jutro zniknę...
Komentarze: 3
... rozpłyne sie wsród fal, odejde jak prosiłeś.. nie zostanie po mnie ślad, nim ulotnie... sie obejmij mnie- mocno tak, ostatni raz... (...)Tak wiele dla mnie znaczysz, chciałam zamknąć Cię na klucz...
tak własnie sie dzisiaj czułam... miało byc miło... ale w pewnym momencie przyszła ona... nieznana mi dotąd podeszła do Niego i pogładziła Go po włosach... poczułam sie dziwnie.... niezupełnie obojętna temu zjawisku poszłam grać... On odszedł od stolika... kątem oka zauważyłam jak stoi z nią... rozmawiają, wymieniają uśmiechy, rozbawionym wzrokiem spoglądają na siebie... stałam i obserwowałam.. skończyłam grac.. usiadłam do stolika.. nikt mnie nie zauważył.. siedziałam tak sama dłuższą chwilę... potraktowana jak powietrze zaczełam powoli znikać.. i zniknęłam.. nadal rozmawiali... On wróciła do stolika.. to była tylko koleżanka.. poznana 3 dni temu... Dorotka, Natalka.. nie pamiętam jak miała na imię... ją zna 3 dni... mnie ponad rok... z nia miał o czym rozmawiac.. a ze mną może sie tylko nudzić!?... próba rozmowy przerodziła sie w sprzeczkę.. jesli wogole mozna tak nazwac monolog zdenerwowanej niewidzialnej dzieffczyny z jednej strony a milczenie z drugiej strony... miałam wrócic do domu po 22.. jestem od 20.. szłam w strone domu.. śnieg szkrzypiał pod butami.. po lewym policzku spłynęła mi jedna mała łza gniewu i żalu... pierwsza i ostatnia.. teraz jest już dobrze.. pozostała tylko obojętność i nadzieja na lepshe jutro...
może nie powinnam pisac tej notki?? może poprostu jestem przewrazliwiona i widzę tylko to co chce zobaczyc...????
Nikon proszę.. jesli to przeczytasz nie mów Mu, że napisałam cos takiego... nie chcę żeby wiedział....
Dodaj komentarz